Pracochłonny eksperyment. Tak w skrócie nazwałabym tą bransoletkę, bo inaczej się nie da:) Pochłonęła wiele godzin wyplatania ( i jeszcze więcej prucia.... ), cztery igły 15, z trudem zdobyte, sporo moich nerwów, no i przy okazji wzbogaciła zasób brzydkich zwrotów o kilka nowe :D A miała być prostą bransoletką z peyote'm w roli głównej, ale coś poszło nie tak. Wzór odkopałam z moich drukowanych archiwów, dlatego też nie podam do niego źródła, bo po tylu latach nie jestem w stanie jej znaleźć, ale w zamyśle miała być bransoletką typu bangle, która sama trzyma kształt. Moja po wypleceniu kształt owszem trzymała, ale przypominał on bardziej symbol nieskończoności niż bransoletkę. I do tej pory nie wiem co zrobiłam źle:) Postanowiłam więc wykorzystać kupioną dużo wcześniej drewnianą bazę, ale żeby wcisnąć wzór na nią, musiałam całość spruć do ostatniego koralika. Potem miało być już tylko łatwiej, ale w reporterskim skrócie już, zapewniam, że nie było :)
ale było warto, bo bransoletka jest przepiękna!
OdpowiedzUsuńJak dla mnie bomba!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Wyszła piękna! Łatwo może nie było, ale taki efekt wynagradza wszystko :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie warto. Cudo!
OdpowiedzUsuńFantastyczna :) Jeszcze nie widziałam takiej bransoletki na drewnianej bazie, świetny pomysł :)
OdpowiedzUsuńPiękna, aż trudno uwierzyć, że taka z niej zołza była ;) Naprawdę robi wrażenie.
OdpowiedzUsuńefekt wart pracy!
OdpowiedzUsuńPrzepiękna bransoletka!
OdpowiedzUsuńŚwietna, bardzo oryginalna bransoleta :) Też tak czasem mam, że są projekty, które mnie niemal do grobu wpędzają, muszę pruć i szyc po kilka razy, bo nic nie chce wychodzić ;) Ale na koniec i tak się okazuje, że warto było, tak jak w Twoim przypadku. Cudeńko :D
OdpowiedzUsuń